Jeżeli moja praca polega na spotkaniach z klientami indywidualnymi, mam do wyboru: spotkania u niego, u mnie albo w miejscu neutralnym. Nie lubię spotkań w moim biurze. Często się zdarza, że czekam, a klient znajduje tysiące powodów, by usprawiedliwić fakt, że właśnie dzisiaj mu się nie chce. Zawsze staram się umówić u klienta. Mam większa szansę, że tam będzie (-:).
Ale teraz należy rozstrzygnąć odwieczny problem: potwierdzać spotkania, czy nie.
Zbyt wiele razy "całowałem klamkę", by odpuścić sobie ten problem. Umawiając się z klientem pytam, czy coś może nam przeszkodzić w odbyciu spotkania w umówionym czasie i miejscu oraz czy mam potwierdzić termin spotkania. Zdarza się, że klient prowadzi kalendarz i czułby się nawet urażony podejrzeniem, że nie radzi sobie z zarządzaniem własnymi spotkaniami. Wtedy nie potwierdzam. Takie spotkania zawsze odbywają się lub klient dzwoni, jeśli coś mu wypadło.
Jeżeli umawiam się na potwierdzenie, robię to zawsze dzień wcześniej. Jestem przeciwnikiem potwierdzania na godzinę przed spotkaniem. Klient jest w wirze własnej pracy, zawsze może mieć jakieś opóźnienia i bardzo chętnie skorzysta z okazji, że dzwonię, by stwierdzić "panie Tomku, wszystko mi się dzisiaj wali na głowę, musimy przełożyć nasze spotkanie". Dzień wcześniej nie ma jeszcze "wiru bieżącego dnia" a czas jest na tyle nieodległy, że klient nie powinien zapomnieć.
Dzięki temu systemowi spotkania częściej dochodzą do skutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz